Otaczają nas wampiry. W zasadzie gdzie się nie obejrzeć, można jakiegoś znaleźć. Towarzyszą nam od zawsze – niektórzy uważają, że gdy człowiek po raz pierwszy uświadomił sobie swoją własną śmiertelność, to od razu ożywił swoje lęki przed śmiercią i tym, co może go czekać później. Lęki te – uosobione w figurze wampira – pozostały żywe pomimo rozwoju nauki i lepszego zrozumienia świata. Z czasem krwiopijca zamiast uosabiać śmierć zaczął symbolizować granicę między światem żywych i umarłych, stając się zarazem idealną figurą transgresji, wiecznego zawieszenia „pomiędzy”. A potem nastał XX wiek i okazało się, że towarzyszą mu w tym uczucia. W zeszłym stuleciu przestaliśmy bać się wampira, a zaczęliśmy bać się, że sami jesteśmy wampirami. Wyobrażenie krwiopijcy stało się lustrem, w którym odbijały się nasze niedoskonałości, słabości, lęki przed niedopasowaniem i pasożytowaniem na innych. Wampiry coraz częściej jawiły nam się nie jako demony, a postacie ułomne, nieszczęśliwe i niezdolne do zmiany swojego życia – słowem takie, które współczesna kultura nazywa antybohaterami.
Michał Wolski – dr, literaturoznawca, badacz współczesnej kultury popularnej. Pracuje w Instytucie Filologii Polskiej UWr, jest też prezesem Stowarzyszenia Badaczy Popkultury i Edukacji Popkulturowej „Trickster”. Z wampirami zmaga się (naukowo) dłużej, niż pamięta, i nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.